piątek, 18 maja 2012

ZAKOŃCZENIE (szczęśliwe)


W związku z tym, że to jest szczęśliwa kontynuacja rozdziału 27 muszę jeszcze raz opisać wypadek Harry’ego. Przeczytajcie, bo to będzie wyglądać zupełnie inaczej. Jeżeli ktoś nie pamięta jak zakończył się ostatni rozdział (przed smutnym zakończeniem) możecie go jeszcze raz przeczytać tutaj: http://onedirection296505.blogspot.com/2012/05/rozdzia-dwudziesty-siodmy.html
 ________________________________________________________________________________

*Louis*

Dźwięk nadjeżdżającej karetki był coraz głośniejszy. To znak, że się zbliża. Harry leżał na ulicy w wielkiej kałuży krwi, nie potrafiłem mu pomóc. Po chwili przyjechało pogotowie i na noszach zabrali go do szpitala. Pozwolili mi pojechać wraz z nim. Był przytomny, ale nie odzywał się. Każdy, choćby najmniejszy ruch sprawiał mu ogromny ból.
- Louis?
- Tak, Harry?- poderwałem się z miejsca.
Wciąż jechaliśmy na sygnale do szpitala.
- Obiecasz mi coś?
- Jasne. O co chodzi?- przestałem płakać, nie chciałem żeby się martwił.
- Gdyby coś mi się stało, powiedz Ani, że ją kocham.
- Sam jej to powiesz!- nie umiałem dłużej powstrzymać łez.
- Obiecasz mi to?- ledwo mówił.
- Tak.
- Dziękuję. Zobaczysz, ona się obudzi.
- Wiem, będzicie żyć długo i szczęśliwie.- próbowałem go rozweselić.
Zmusił się na uśmiech.Po chwili podjechaliśmy pod szpital, chłopaki jechali za nami. To ten sam budynek, w którym leży Ania. Są tak blisko, a zarazem daleko siebie. Wolontariusze szybko przetransportowali go na blok operacyjny. Teraz trzeba już było tylko czekać. Jak wiadomo nikt tego nie lubi. Ta niepewność, strach, lęk. No cóż, wierzę, że się uda.
Minęła już godzina, a żaden z lekarzy nie wychodzi z sali, w której Harry jest operowany. Bałem się, tak strasznie się bałem, że coś pójdzie nie tak. Postanowiłem zajrzeć do Ani.
Długi biały korytarz. Mijałem wiele drzwi, ale szedłem dalej. Wreszcie się zatrzymałem. Sala nr 296. Wszedłem, nic się nie zmieniło odkąd tutaj ostatnio byłem. Wciąż leżała, jakby martwa w wąskim, metalowym łóżku pokrytym śnieżnobiałą pościelą. Jej włosy opadały delikatnie po odkrytych ramionach. Była strasznie blada. Tak właściwie to nie wiem czy dają jej coś jeść przez kroplówkę. Schudła, to było widać na pierwszy rzut oka, a przecież jest tutaj dopiero 2 miesiące, jeszcze 4 jak dobrze pójdzie. Istnieje też możliwość, że będzie spała nawet do 9 miesięcy, albo..... na zawsze. Ciężko jest mi to pojąć. Czemu ludzie, tak młodzi ludzie, umierają? Co oni takiego zrobili? Czym zawinili? Nie rozumiem tego i nawet nie próbuję tego zmienić. Usiadłem na krzesełku przy jej łóżko. Złapałem za zimną dłoń i po prostu zacząłem z nią rozmawiać. Wiem, może wydać wam się to dziwne, ale miałem jej tyle rzeczy do opowiedzenia. 
- Mogłabyś się już obudzić.- zacząłem z lekką złością w głosie.- Odkąd usnęłaś dużo się pozmieniało. Wiesz, że nawet odwiedziłem Polskę? Zawsze chciałaś mnie tam zabrać, pamiętasz?- na chwilę zamilkłem, jakbym liczył na odpowiedź, której nie dostałem.- Spotkałem się z Karoliną, bardzo się za nią stęskniłem, ona z resztą za mną też. Podobno ta szkoła, do której miałyście iść jest świetna. Zobaczysz, jeszcze do niej pójdziesz. Ostatnio jakoś nie koncertujemy, odwiedzamy chore dzieci. Postanowiliśmy, że założymy fundację, warto wykorzystać naszą sławę do pozytywnych celów. Spełniamy marzenia, te dzieci....- zacząłem płakać- .... są takie bezbronne, takie...małe. Chcielibyśmy im pomóc. Ich jeden uśmiech potrafi naprawić cały stracony dzień. Nie spodziewałem się, że mogą mieć na nas, aż taki wpływ. Harry zakochał się w dwuletniej dziewczynce. Ma na imię Darcy.  Jest z Domu Dziecka, rodzice zostawili ją kiedy miała 5 dni. Nie zdążyła nawet ich poznać.-ciągle szlochałem.- Musisz ją koniecznie poznać. A co do Harry'ego.... Właśnie. Może mogłabyś mu pomóc, on teraz walczy o życie. Pewnie ty teraz pijesz z Bogiem  popołudniową herbatkę. Szepnij mu o nim słówko.- próbowałem sobie to wyobrazić. Na samą myśl się uśmiechnąłem.- Będę już leciał. Zobaczę co tam u Harry'ego. Może operacja już się skończyła. Do zobaczenia później.
Ucałowałem ją w czoło, przykryłem dokładnie kołdrą i wyszedłem. Znowu mijałem te same drzwi co wcześniej, było ich mnóstwo. Każde miały swój numer i za każdymi kryła się zupełnie inna historia.
Już dochodziłem do chłopaków, kiedy z sali na noszach wywieźli mojego przyjaciela. Nie wyglądał najgorzej. Spał, pewnie jeszcze jest w śpiączce farmakologicznej. Może właśnie teraz pije z Anią herbatkę? 
- Co z nim?- spytałem lekarza.
- Ma pęknięte żebro. Operacja trwała tak długo, ponieważ jedna z kości wbiła się lekko w płuco, ale już opanowaliśmy sytuację i jest wszystko w porządku. Dostał silniejszą narkozę, więc obudzi się dopiero za kilka dni. Jesteśmy dobrej myśli, ma silny organizm. Niestety będzie musiał tutaj zostać nawet kilka miesięcy. Po przebudzeniu będzie zbyt słaby, żeby normalnie funkcjonować.
- Rozumiem. Czy możemy do niego wejść?
- Tak, ale tylko na chwilkę.

Weszliśmy do sali, w której leżał. Jednak po chwili pielęgniarka przegoniła nas na zewnątrz. Był już wieczór, kończył się czas odwiedzin. Byliśmy zmuszeni jechać do domu. Przed szpitalem ujrzeliśmy niesamowity widok. Mnóstwo fanów czekało na placu z kwiatami i plakatami życzącymi Harry'emu i Ani powrotu do zdrowia. Już wszyscy od nich wiedzieli, od Alice. Tysięczny raz tego dnia popłakałem się. Chłopaki też. Oczywiście nie mogłoby być tak pięknie, musiało znaleźć się kilku dziennikarzy, którzy męczyli nas pytaniami o Anię i zdjęcie Harry'ego, który złapał za nadgarstek Alice. Miałem ich dość, nie tylko ja. Kilka fanek tak na nich nakrzyczało, że wreszcie odpuścili. Padnięci udaliśmy się do domu


*6 miesięcy później*

*Harry*

Ania powinna obudzić się już 2 miesiące temu. A co jeżeli  się nie uda? Jeżeli się nie obudzi? Przez ten cały czas nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Mi się udało, więc jej też powinno. Mimo to, że leżałem jeszcze w szpitalu czułem się znacznie lepiej. Mogłem już spacerować po korytarzach szpitala, a nawet raz wyszedłem do fanów, którzy cały czas tutaj są. Jestem im za to wdzięczny. Cieszę się, że wspierają mnie i Anię. Chyba ją polubili. Jednak i tak najwięcej czasu spędzam w jednej sali. Pewnie wiecie o jaką chodzi. U Ani. Lekarz powiedział, że poczekamy jeszcze tydzień. Jeżeli się nie obudzi to... to odłączą ją od tego sprzętu, który podtrzymuje ją przy życiu. Wciąż jednak wierzę, że zdąży. 

Kolejny dzień za mną, był już wieczór, skończył się termin odwiedzin, więc zostałem sam. W ostatniej chwili Louis zdążył wepchnąć mi marchewkę do ust. Potem przegoniła go pielęgniarka, tłumacząc mu, że niczego mi nie brakuje. Jedzenie jest tutaj ohydne, zazwyczaj nie jadłem przysmaku Louis'a, ale od niego tylko to można wyłudzić. Tak więc przestawiłem się na marchewki.
Moja sala znajdowała się naprzeciwko pokoju lekarzy. Często w nocy słyszałem jak krzyczeli: "123 potrzebuje pomocy!". Oznaczało to, że pacjent z sali nr 123 gorzej się poczuł i trzeba do niego biec. Już się do tego przyzwyczaiłem. Jednak dzisiaj było inaczej. "296 umiera!". Jak to 296? Przecież tam leży Ania! Szybko podniosłem się z łóżka i pobiegłem za lekarzami. To nie dzieje się na prawdę! To niemożliwe! Ona miała się obudzić! Miała żyć!
Nie chcieli wpuścić mnie do jej sali. Pozostało mi czekać. Nienawidzę tego uczucia kiedy nie mogę nic zrobić. Siadłem na plastikowym krześle, ale byłem zbyt "nabuzowany" dlatego wstałem. Przechodziłem z miejsca na miejsce. Po kilkunastu minutach z sali wyszedł lekarz.
- Co z nią?- spytałem wystraszony.
- Ktoś tam na górze musi ją bardzo lubić.- uśmiechnął się.
- Żyje?
- Tak, ale jest bardzo słaba. Powinna odpoczywać. Przez te kilka miesięcy bardzo schudła dlatego powinna się oszczędzać.
- A czy ja mogę do niej wejść?- zrobiłem proszącą minę.- Tylko na chwilkę...?
- Dobrze, ale masz 5 minut, a potem wracasz na swoją salę.
- Oczywiście.- uśmiechnąłem się najbardziej jak potrafiłem i pociągnąłem za klamkę. Drzwi lekko się otworzyły. Leżała tam, taka krucha, patrzyła w sufit. Płakała, chyba ze szczęścia.
- Mogę?-spytałem.

*Ania*
Udało się. Nigdy nie czułam się taka szczęśliwa. Dziękowałam Bogu, że dał mi drugą szansę. Popłakałam się ze szczęścia. Byłam słaba, ale płacz przynosił mi ukojenie.
- Mogę?
Usłyszałam głos. Wiedziałam do kogo należy. On na mnie czekał, czekał przez te wszystkie miesiące. Był przy mnie.Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale nie potrafiłam, zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Kiwnęłam tylko głową. Zrozumiał o co mi chodzi. Szedł powoli, a ja się patrzyłam. Był w piżamie. Nie rozumiałam czemu, ale to w tym momencie to było najmniej ważne. Chciałam go tylko dotknąć, przytulić, pocałować, być z nim już na zawsze.
- Widziałem, że się uda.- usiadł na krzesełku przy łóżku i złapał mnie za dłoń.
- Ja też...- powiedziałam po chwili, kiedy zebrałam wszystkie siły.- Co się stało?- wskazałam na jego strój.
- Miałem mały wypadek, ale już jest wszystko w porządku.- zaczął płakać.
- Nie płacz.
- To są łzy szczęścia. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
- Ja też. Nie spodziewałam się tego, że się obudzę.
- Gdyby to nie nastąpiło miałem już plany co do mojego "życia". Zastanawiałem się czy skoczyć z mostu czy może lepiej łyknąć całe opakowanie tabletek.
- Przestań!
- To prawda. Nie umiałbym bez ciebie żyć.
- Ja bez ciebie też, ale porozmawiajmy o czymś innym.- starałam się zmienić temat.- Gdzie są wszyscy?
- Jest noc. Nawet nie wiedzą, że się obudziłaś.
- Nie mów im dzisiaj, jest już późno, pewnie śpią.
- Jasne. Przepraszam, wiem, że lekarz mi zabronił, ale nie mogę się powstrzymać.
- Co?
Nie uzyskałam odpowiedzi tylko. Zamiast tego mocno mnie pocałował. Już wiem czemu lekarz mu nie pozwolił. Moje serce waliło jak oszalałe. Brakowało mi tego.

Następnego dnia wszyscy mnie odwiedzili. Oczywiście nie obyło się bez przywitań pełnych łez. Przyszli rodzice i Karolina, ale gdzie są chłopaki?
W tej chwili cała piątka wpadła do mojej sali. Harry był już normalnie ubrany, chyba wychodzi ze szpitala. Wszyscy się na mnie rzucili i zaczęli przekrzykiwać.
- Chłopaki, ona potrzebuje spokoju.- uspokajał ich Harry.
- Z nami to jest niemożliwe.- odpowiedział mu Louis.
Wszyscy się zaśmialiśmy. Po godzinie moi rodzice znowu musieli iść do lekarza podpisać jakieś dokumenty. Mężczyzna był wniebowzięty, że udało mi się przeżyć. Podobno miałam wystąpić w jakimś programie popularno-naukowym jako przykład cudu. Hehe, może się skuszę? Zobaczymy...
- Louis, mogę cię o coś zapytać?- spytałam go.
- Jasne, o co chodzi?
- Ty kiedyś tutaj byłeś i mówiłeś mi chyba o jakimś piciu herbatki. O co ci chodziło?
- To ty to słyszałaś?!
- Nie do końca, ale coś tam kojarzę.
- Niewiarygodne....- otworzył szeroko oczy.
- I wspominałeś o jakiejś Darcy. Kto to?
- Jesteś niesamowita.
- W końcu to nasza "wyjątkowa fanka".- zacytował Harry Louis'a sprzed kilku miesięcy, po czym pocałował mnie.
- O tak!- wszyscy powiedzieli chórem, a ja się zaśmiałam.

*trzy lata później- Ania*

Skończyłam liceum i postanowiłam pójść na studia na medycynę. Kto wie, może ja też kiedyś uratuję komuś życie? Zamieszkałam z Harry'm, poznałam Darcy i również od razu ją pokochałam. Zdecydowaliśmy się ją zaadoptować. Już niedługo pójdzie do przedszkola:)

Dr. White zdobył upragnioną nagrodę w dziedzinie medycyny, dzięki mojemu przypadkowi.
Co prawda muszę co 2 tygodnie chodzić na badania, ale nie sprawia mi to kłopotu. Z przyjemnością się z nim spotykam.

Karolina urodziła synka. Ma już 1,5 roku. Louis jest wniebowzięty.Uczy go grać w piłkę nożną, a ostatnio nawet sadził z nim marchewki. Nie muszę dodawać, że mały Josh je wprost uwielbia. Kilka dni temu Louis i Karolina obchodzili pierwszą rocznicę ślubu.

Liam poślubił Danielle, która obecnie jest w 3 miesiącu ciąży. Ciągle kłócą się o imię dla dziecka, choć nie znają nawet płci. Na szczęście potem nawzajem się przepraszają i znowu próbują dojść do porozumienia. Jestem jednak pewna, że to Danielle postawi na swoim.W każdym bądź razie są szczęśliwi.

Zayn wrócił do Pauline, a raczej to ona wróciła do niego. W każdym bądź razie są razem. Planują ze sobą zamieszkać.

Niall rozstał się z Dominicą, potem do niej wrócił. Obecnie znów jest wolny, ale sądzę, że do siebie jeszcze wrócą. Ostatnio śmiał się, że przechodzi na dietę cud. Będzie jadł wszystko i czekał na cud. Uwielbiam go.

Chłopaki oczywiście dalej koncertują i odnoszą coraz większe sukcesy. Cieszę się ich szczęściem.
Nie mieszkają już razem, ale każdy z nich ma swój dom, które stoją obok siebie. Wszystko wróciło do normy, znów jesteśmy szczęśliwi.
_________________________________________________________________________________

Koniec:) Zapraszam do komentowania, bo to już ostatnia szansa, żeby wyrazić swoją opinię. Dla ułatwienia nie trzeba przepisywać kodu z obrazka. Oddaję wam w ręce nową sondę (już ostatnią). Zagłosujcie, które zakończenie podobało wam się bardziej. Tak bardzo chcieliście szczęśliwe, więc macie. Szczerze mówiąc mi się nie podoba, bo jest... zbyt szczęśliwe:) Zapraszam również na mój nowy blog, który również dotyczyć będzie One Direction: http://onebandonedreamonedirection296505.blogspot.com/ .
Dziękuję, że przez te kilka miesięcy tutaj wchodziliście, to dla mnie naprawdę dużo znaczy. Za chwilkę dodam małe podsumowanie.
Ps: Mój email: ania296505@wp.pl i tt: @Ania296505.

17 komentarzy:

  1. Cudowne zakończenie :)
    Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. o jacie, masz talent! popłakałam się na jednym i na drugim ! to wspaniałe opowiadanie, takie realistyczne, uwielbiam Cię! : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałam tylko powiedzieć, że wszystkie rozdziały przeczytałam w jeden dzień a na ostatni czekałam 2 dni i nie mogłam się doczekać !!! Świetnie piszesz!!:)
    Mam nadzieję, że twoje drugie opowiadanie będzie również tak wspaniałe jak te:)

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne opowiadanie jedno z najlepszych nada sięna książkę;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zrobiłaś mi najlepszy prezent na imieniny! Dziękiiii!!!! :D Mam nadzieje że będzie drugie opowiadanie... ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze nigdy nie czytałam tak wspaniałego opowiadania :) Zgadzam się w Martyną :D Tak jak na poprzednim popłakałam się tylko tym razem ze szczęścia ;P Mam nadzieje, że twoje kolejne opowiadanie będzie równie wspaniałe...Powodzenia ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny rozdział, brak słów żeby opisać całe opowiadanie, dziękuje że pisałaś takie opowiadanie, nie czytałam nigdzie tak wspaniałego opowiadania(bez obrazy dla reszty piszących;)). Wiedz że twoje drugie opowiadanie będzie tak samo popularne jak to;**

    OdpowiedzUsuń
  8. cudne<333 szczerze, jesteś niesamowita !! oba zakończenia mi się podobały:) czekam na kolejne opowiadanie<33
    Wiktoria XXX

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie ...
    Szczęśliwa wersja zakończenia o NIEBO lepsza .. ;pp

    Pozdrawiam : http://youthislikediamondsinthesun.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Heh, chyba przy smutnym się aż tak nie wzruszyłam, jak przy tym. Może, dlatego, że to już na prawdę koniec. Te 67 dni tak szybko minęły. Przyzwyczaiłam się do tego, że codziennie czekałam na kolejny wpis. Codziennie sprawdzałam, czy czasem nie dodałaś. Na początku wszystko było radosne i zabawne. Przyjemnie się to czytało. Pamiętam wpisy, kiedy wszyscy grali w butelkę lub Louis poszedł w "pewnej sprawie" do starszej pani. Z czasem jednak wszystko stało się bardziej poważniejsze. Zaczęłam przeżywać razem z Anią jej problemy. Czułam jakby się tam było :P . Smutne zakończenie było wzruszające, popłakałam się przy nim. Nie umiem określić, które zakończenie było "lepsze". W poprzedniej ankiecie głosowałam na : smutne. Chyba rzeczywiście bardziej ono mi się podobało, lecz... gdyby nie szczęśliwe blog sprawiałby dla mnie wrażenie jakby niedokończonego. Cieszę się, więc, że dodałaś 2 wersje. Co do tego rozdziału to przez cały czas nie wiedziałam, co do końca się zdarzy. Były momenty, gdy nie byłam pewna szczęśliwego zakończenia : ednak dzisiaj było inaczej. "296 umiera!". Jak to 296? Przecież tam leży Ania! Szybko podniosłem się z łóżka i pobiegłem za lekarzami. "To nie dzieje się na prawdę! To niemożliwe! Ona miała się obudzić! Miała żyć!". Jednak cieszyłam się, że wszystko w końcu się ułożyło. W tym wpisie były momenty kiedy sama mimo woli się uśmiechałam.
    Szkoda, że to już koniec bloga. Jednak na pewno będę czytać kolejnego. :):)
    Masz niezwykły talent ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mogę w to uwierzyć...to już koniec. Myślałam, że się nie popłacze...w końcu to happy ending, jednak tak mi smutno, że to już koniec ;( Obie wersje były wspaniałe, jednak ta zgarnęła moje serce, ponieważ nie mogłam znieść myśli, że Hazza i Ania są martwi. Nigdy nie zapomnę tego opowiadania, pewnie będę tu czasami wchodzić, aby sprawdzić czy może przypadkiem nie zechciałaś napisać drugiej części ;p Cóż, wszystko co dobre kiedyś się kończy. Bardzo się cieszę, że znalazłam twojego bloga. Pozdrawiam gorąco ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. szkoda że to juz koniec!!!:( dotychczas wchodziłam to codziennie ale teraz też pewnie będę (i na Twój nowy blog też). mam jedno pytanie czy w końcu napiszesz smutne zakończenie czy nie(wcześniej pisałaś coś o dwóch zakończeniach) chciałabym poznać odpowiedź.bardzo prosiłabym o smutne!!!(chociaż szczęśliwe jest fantasyczne)!!!
    proszę o odpowiedź!

    OdpowiedzUsuń
  13. to znowu ja przepraszam nie zauważyłam smutnego zakończenia;) dziękuje bardzoo za tego bloga!!!!!!!!! pozdrawiam ciepło!!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  14. no. i to rozumiem. nie musiałam przez to płakać xd

    OdpowiedzUsuń
  15. To zakończenie bardziej mi się podoba :) Nie samowite! Piszesz coś całkiem niesamowitego i niezwykłego! Masz wielki talent i wyobraźnię! Powinnaś kiedyś napisać książkę. Trzymam kciuki i pozdrawiam - Sylwia :) xxx

    OdpowiedzUsuń