To ona. Skąd się tutaj wzięła? Może przyjechała do ojca? O ile mi wiadomo nigdy go nie odwiedzała. Mówiła, że nie chce się z nim zadawać, bo jest biedny.
Widocznie awansował, albo przyjechała tutaj tylko dlatego, żeby jak
zwykle zatruwać mi życie.
- Nie spodziewałaś się mnie tutaj. Co?- zapytała z głupim uśmieszkiem.
- Szczerze mówiąc to nie. Przyjechałaś do ojca?
- Można tak powiedzieć.
- Aaaa.
Alicja. Mści się na mnie za zupełną pomyłkę. Chodziła kiedyś z takim chłopakiem, który z nią zerwał, a potem ze mną się zaprzyjaźnił. Myśli, że ja jej go odbiłam. Jakbym nie miała lepszych rzeczy do roboty. Ale z drugiej strony dobrze, że się rozstali. Manipulowała nim, miała na niego zły wpływ. W szkole ciągle się popisuje przed nauczycielami i fajnymi chłopakami. Nie rozumiem jej. Oczywiście przy nich udawała moją przyjaciółkę. Pocieszała i mówiła, że będzie dobrze, że przeżyję. Jednak kiedy zostawałyśmy same ciągle się ze mnie śmiała i poniżała. Miałam jej dość. Wszystkim rozpowiadała historię mojej choroby, moich uczuć, przeżyć. Tylko, że ja jej nigdy o sobie nie opowiadałam. O tym jak się czuję, co myślę. Sama to wymyślała i wszystkim gadała. Nie mogłam jej znieść.
- Czytałam gazety.- powiedziała. Nie kryła się ze swoją przebiegłością.
- Nie ty jedna, wszyscy ludzie na świecie czytają, tylko nie rozgłaszają tego wszędzie.- odpowiedziałam jej.
- Ahh....jak zawsze w świetnym humorze.
- Jak widać.
- Mam nadzieję, że twój przydupas cieszy się z ostatnich dni spędzonych z tobą.
- Nie mów tak o nim. A poza tym, zostaję tutaj do końca tygodnia.
- Dobrze niech będzie lowelas. Lepiej? Przecież wiesz, że nie o tym mówię.
Milczałam. Znalazła mój słaby punkt.
- Nie wtrącaj się.- powiedziałam po chwili.
- Czyżbyś nie powiedziała wybrankowi swojego serca?- poczułam w jej głosie satysfakcję.
- Zamknij się już!- nie wierzyłam w to jak się zachowywałam. Wstałam z ławki.
- Usiądź, porozmawiajmy. Pamiętasz jesteśmy przyjaciółkami. Wysłucham cię...- mówiła z drwiną.
- Nie chcę twojej pomocy. Idź stąd.
- Czyli nie wie, gazety też. Nie ładnie tak oszukiwać.
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Widzę, że dochodzimy do sedna sprawy.- zaśmiała się.
- A więc?
- Wiesz przecież, że od jakiegoś czasu też lubię ten twój zespół....chciałabym ich poznać.....może zaprzyjaźnić......albo pokochać.
- Nie masz prawa tak mówić.
- Ale zależy ci chyba na zachowaniu tajemnicy?
Nie odpowiedziałam nic.
- To ma być odpowiedź? Zgadzasz się na taki układ?
- Tak.- szeptem wycedziłam przez zęby.
W tej chwili przyszedł Harry.
- Yyyy...spotkałam znajomą ze szkoły poznajcie się....
- Chyba chciałaś powiedzieć przyjaciółkę? Co?
- Jasne. To jest Alicja.
- Alice, jesteśmy w Londynie.- uśmiechnęła się głupio.
- Harry, miło mi cię poznać.
Nie mogłam patrzeć jak się do niego wdzięczy. Jak ona mogła?
- A więc przyjechałaś na wakacje. Tak?
- Zgadza się. Zostanę tutaj do końca sierpnia, przyjechałam do taty, strasznie się za nim stęskniłam.
Taaa, jasne, tylko tak mówi.
- Dawno przyleciałaś?
- Kilka dni temu, ale czuję jakbym była już tutaj miesiąc, strasznie się nudzę.
- Serio? To możesz do nas wpaść do hotelu. Co ty na to?
- Właściwie to czemu nie.
Widziałam z jakim błyskiem w oku Harry się na nią patrzy. Tak...tak jak na mnie. Jeszcze tego mi brakowało. Postanowiłam coś z tym zrobić.
- A ty nie musisz iść do ojca, przecież tak dawno się z nim nie wiedziałaś?- powiedziałam.
- Nie, poszedł do pracy i wróci dopiero wieczorem.
- W takim razie chodźmy- powiedział Harry.
Szliśmy jakąś inną drogą, niż wcześniej. Oni cały czas ze sobą rozmawiali, a ja?! Ja szłam cicho obok modląc się, żeby chłopaków nie było. Ona nie mogła ich poznać. Minęliśmy jakieś boisko, a "Alice" zaczęła gadać jak to ona uwielbia piłkę nożną. Co!? Ona jej nienawidzi. Ja ją kocham, ale ona?! Kłamała go, ale on podchwycił temat.
- To może wybierzemy się tutaj dzisiaj po południu? Co wy na to?
- Świetnie, jestem za.- krzyknęła.
- Może być.- odpowiedziałam. Nie chciałam tu z nią przychodzić, ale pocieszeniem było to, że ona zupełnie nie umie grać.
Wreszcie doszliśmy do hotelu, w duchu modliłam się, żeby ich nie było. Jednak moje modły nie zostały wysłuchane, wszyscy już wrócili. Bez dziewczyn, może to nawet dobrze? Sama nie wiem.
Alice z wszystkimi się przywitała. Od razu ją polubili, to było widać, a szczególnie Zayn. A co z Pauline? Zaciągnęłam Karolinę do kuchni.
- Co ona tu robi?!- spytała.
- Spotkaliśmy ją w parku. Ona mnie szantażuję, chce im powiedzieć o mojej chorobie. Musiałam ją tu przyprowadzić.
- Z tego będą jeszcze kłopoty.
- Wiem,ale co miałam zrobić?!
- To wszystko zaszło za daleko, powinnaś mu sama powiedzieć.
- Ale ja nie umiem.
- Wolisz, żeby ona to zrobiła?
- Nieee.
Wtedy do kuchni wpadł Liam, więc zakończyłyśmy rozmowę. Wyszłyśmy z kuchni do salonu, to co zobaczyłyśmy zupełnie nas zaskoczyło. Otóż Alice siedziała tylko w spodniach i staniku. Gdzie ona miała bluzkę?! Wtedy ze swojej sypialni wybiegł uradowany Zayn ze swoją koszulą w ręku. Jak się okazało ktoś "niechcący" oblał ją sokiem. Popołudnie zapowiada się świetnie, nie ma co.
Wreszcie zdecydowaliśmy, a właściwie chłopaki zdecydowali, że pójdziemy już na boisko.
- Ale ja mam tylko szpilki...- powiedziała Alice i zaczęła się śmiać jakby była nawalona.
- Ania ci coś pożyczy.- odpowiedział Harry.
- Ale ona ma o trzy rozmiary większą stopę.- powiedziałam, wiedziałam, ze tylko chce się wykręcić.
- To ja ci pożyczę.- zaproponował ochoczo Zayn.
Ku mojemu zdziwieniu się zgodziła. Założyła buty i poszliśmy. Byłam w drużynie z Liam'em, Niall'em i Loui'em. Przeciwko nam była Karolina, Alice, Harry i Zayn. Zaczęliśmy grać. Liam jako pierwszy strzelił bramkę, potem odegrał się Zayn. Nawet mi udało się jedną wbić., w końcu kiedyś trenowałam. Alice stała gdzieś z boku i niewiele się ruszała, nawet nie wiem czy wogóle dotknęła piłki. Zauważył ją Harry i podał jej piłkę. Chciałam ją przechwycić, więc podbiegłam do niej. Nagle Alice się przewróciła i zaczęła zwijać się z bólu.
- Chyba skręciłam kostkę. Ania mnie kopnęła.- zaczęła.
- Co?! Nawet cię nie dotknęłam, kopnęłam w piłkę.
- Mogłaś uważać, przez ciebie dziewczyna ma popsute wakacje.- powiedział Harry.
Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Jak on tak mógł. Wszyscy do niej podbiegli i zaczęli pocieszać. Wszyscy tylko nie Louis i Karolina, ona nie było świadkiem tego zajścia, gadała przez telefon. Odeszłam na bok i usiadłam na ławce, przysiadł się Louis.
- Co jest?- spytał.
- A nie widzisz? Zobacz jak się do niej wszyscy wdzięczą, z Harry'm na czele.
- Nie przejmuj się.
- Ale ja jej naprawdę nie kopnęłam.
- Wiem, widziałem.
- To im to powiedz.
- Nie przejmuj się, będzie dobrze.
- Zawsze tak się mówi. Tymczasem ja się na nim zawiodłam, i to bardzo.
Nic nie odpowiedział.
Zaczęliśmy się zbierać. Oczywiście prawie wszyscy pojechali z Alice do szpitala. Zostałam tylko ja, Karolina, Louis i Niall, ale on też chętnie by pojechał, tylko był już głodny. Szybko poszłam spać i chciałam, żeby ten dzień się już zakończył. A zapowiadał się tak pięknie...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział za nami, piszcie co sądzicie. Dziękuję za taką dużą ilość wejść. Pa:)
Jakbyście mieli jakieś pytania dotyczące bloga lub...mnie piszcie na mój email( ania296505@wp.pl)