sobota, 12 maja 2012

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

Uwaga! Dodałam jeszcze jeden rozdział. To nie jest zakończenie!
_____________________________________________________________________________________

*Harry*

Usnęła, nie dopuszczałem myśli, że może się nie obudzić. Ja po prostu nie mogę uwierzyć w to co się dzieje. To chyba jakiś sen, koszmar. Ona, ona wydawała mi się taka krucha, a tak naprawdę cały czas walczyła. Po cichu.
Chłopaki mówią mi, żebym poszedł do domu, ale ja chcę tutaj zostać. Wiem, że obudzi się za sześć miesięcy, ale nie lubię zostawiać jej samej. Jest taka bezbronna, zależna od  innych. Nic nie mogę zrobić, zostało mi czekanie, aż się wybudzi. O ile to wogóle nastąpi. Mam taką nadzieję. Wierzę, że jest silna, da radę, uda się.
Wreszcie Louis wyciągnął mnie do domu. Po wyjeździe Karoliny do Polski znowu zachowuje się inaczej, ale nie dziwię mu się. Był już listopad, pogoda z dnia na dzień była coraz gorsza, pomimo, że to Los Angeles. Od zapadnięcia w śpiączkę Ani minęły 2 miesiące. Czułem jakby to było wczoraj. Podpuchnięte oczy i ten lęk, że coś pójdzie nie tak jak trzeba.  Błękitne obłoki zastąpiły ciemne chmury zasłaniające całe niebo. Jednak mieszkając w Londynie zdążyłem przyzwyczaić się do deszczu. Czasem podczas największej ulewy lubiłem przejść się po opuszczonym mieście. Czułem, że woda zmywa całe moje sztuczne oblicze, które pokazuję w telewizji. Tam zawsze trzeba się uśmiechać, nie wolno mieć problemów i złego nastroju. Tym w dzisiejszych czasach rządzi się show  biznes. Pomyślałem, że taki spacer dobrze mi zrobi. Może uda mi się zapomnieć o tym wszystkim. Z moich wniosków wychodziło, że najpóźniej za 10 minut będzie padać. Zarzuciłem więc kurtkę i zacząłem iść przed siebie. Mijałem ludzi, którzy na siłę próbowali zdążyć do domu przed ulewą. Niektórzy mówili, żebym uciekał, ale ja właśnie na niego czekałem. Na deszcz. W pewnej chwili zobaczyłem, że obserwuje mnie paparazzi i co chwilę robi zdjęcia. Postanowiłem, że go zignoruję. Nikt poza chłopakami nie wiedział o Ani. Staraliśmy się utrzymać to w tajemnicy. Nie wybaczyłbym sobie widoku kilkudziesięciu fotoreporterów czychających pod szpitalem. Szedłem powoli, kiedy  nagle podbiegł do mnie jakiś dziennikarz.
- Czy to prawda, że twoja dziewczyna jest umierająca? Jak się z tym czujesz? Czy fani cię wspierają? Harry?
Stałem wryty i patrzyłem jak mężczyzna nawija. Zaczęło padać. Nie umiałem wydusić z siebie żadnego słowa. Jak to możliwe? Skąd on wie? Przecież na pewno nie powiedzieli mu chłopaki, nie zrobili by tego. Poza nimi wiedziała jeszcze Danielle, Karolina, rodzice Ani i ……
- Alice….- powiedziałem na głos.
- Słucham?
Nic nie odpowiedziałem tylko pobiegłem do jej domu. Widać było, że się mnie nie spodziewała, ale po chwili ujrzałem ten jej chytry uśmieszek. Dziwię się, że z nią byłem. Chociaż tak właściwie łączył nas tylko seks.
- Ooo, koga ja widzę. Stęskniłeś się za mną? Chcesz do mnie wrócić?- spytała ironicznie.
- Czemu powiedziałaś wszystko dziennikarzom?!- krzyknąłem, nie panowałem nad sobą.
- Ojj, może coś mi się wymsknęło…
- Słucham!?- cały czas stałem w drzwiach.
- Wydusili to ze mnie. Ja nie chciałam tego powiedzieć, ale oni tak bardzo prosili o wasze sekrety….
- Pożałujesz tego!- złapałem ją za rękę i docisnąłem do drzwi. Nawet nie jęknęła.
- Ja się ciebie nie boję. Lepiej się uśmiechnij, bo tamten paparazzi strasznie chce mieć nasze zdjęcie.
Ujrzałem mężczyznę, który zaczął uciekać z aparatem. Kolana się pode mną ugięły. Alice tylko się zaśmiała i zamknęła mi przed nosem drzwi. Nie wiedziałem co robić, gdzie pójść. Nagle deszcz zaczął mi tak strasznie przeszkadzać. Chłopaki- tylko oni mogą mi pomóc. Zacząłem biec, po drodze mijałem mnóstwo fanek każda z nich pytała o Anię. Nie zwracałem na nie uwagi. Pozostało mi tylko przebiec przez ulicę i będę w domu. Po ulicy jechał ciemny samochód, ale był w bezpiecznej odległości, zdążę przed nim przebiegnąć. Zobaczyłem, że Louis wygląda przez okno, pewnie na mnie czeka. Biegłem właśnie przez ulicę. Ktoś z tyłu krzyknął moje imię, normalnie bym się nie odwrócił, ale jej głos tam bardzo przypominał mi głos Ani. Musiałem. Odwróciłem lekko głowę, to była jakaś fanka. Sekundę później ujrzałem jej przeraźliwe spojrzenie. Nie wiedziałem o co jej chodzi. Odwróciłem głowę i ujrzałem samochód, który jechał wprost na mnie.
- Nie!- krzyknęła dziewczyna.
Zdążyłem spojrzeć  tylko w okno, w którym stał Louis. Czułem, że się boi.
- Przepraszam.- powiedziałem, a potem poczułem straszny ból.

____________________________________________________________________________________

Wiem, wiem, wiem. Powinnam była dodać ten rozdział wcześniej, ale wczoraj coś szwankował mi Internet, dlatego pisałam w Wordzie. Dzisiaj tylko wklejam. Wybaczcie, że jest taki krótki. W związku z tym, że dużo osób prosiło mnie w komentarzach i na poczcie o nie kończenie bloga postanowiłam choć po części spełnić ich oczekiwania. Tak więc napisałam jeszcze jeden rozdział. Wiem, mieszam wszystko, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Zakończenie już niedługo, w następnym poście. Miałam dodać obydwa (szczęśliwe i smutne) w tym samym czasie, ale nie zrobię tak. Sorry, że taki krótki.

Ps. Zdecydowałam się na założenie nowego bloga tylko nie wiem czy pisać go tutaj czy na nowej stronie. Jak myślicie? Piszcie na mój email (ania296505@wp.pl), twitter (@Ania296505) lub w komentarzach (nie musicie przepisywać kodu z obrazka).

                                                                                                  Ania