sobota, 21 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

W drzwiach ujrzałam moja przyjaciółkę.
- Hej, straszne wyglądasz. Płakałaś?- przywitała mnie.
- Yyyy....rozmawiałam z Harry'm.
- Rozumiem.- przytuliła mnie. To ona zawsze była silniejsza emocjonalnie.
Weszłyśmy do środka.
- Sama jesteś?
- Tak.
- Co tam u Hazzy?
- Mają koncert za chwilę.
- Aha. Jak się spało?
- Strasznie, miałam koszmar.
- Jaki?
- Podobny do tego sprzed wyjazdu. Chłopaki się dowiedzieli i mnie zostawili zupełnie samą....
- Czyli ty im nie powiedziałaś o chorobie?
Spuściłam wzrok.
- Nie?! Myślałam, że to zrobiłaś. Sądziłam, że dlatego płaczesz. Jak możesz go oszukiwać?!- krzyczała.
- Ty myślisz, że to jest takie proste?! Jak ja mam mu to powiedzieć? - również krzyczałam.- "Hej, za kilka miesięcy umrę, ale nie przejmuj się, znajdziesz sobie kogoś innego." Tak mam powiedzieć?
- Uspokój się. Musisz to zrobić. Powinien poznać prawdę od ciebie.
- Ale ja nie potrafię!
- Wolisz, żeby zrobiła to Alice?
- Nie...
- Jeżeli sama mu nie powiesz, ja to zrobię.
- Nie zrobisz tego...
- On jest moim przyjacielem, za długo go oszukujesz...
- Ja też jestem twoją przyjaciółką.
- To nie oznacza, że nie mogę mu powiedzieć tego czego ty się boisz.
- Harry mi tego nie daruje...
- Nie możesz odejść i nie wyznać mu prawdy....
Milczałam.
- Powiesz mu?- ciągnęła dalej Karolina.
- Nie.- odpowiedziałam i rzuciłam się na łóżko zakrywając kołdrą.
- Nie pozostawiasz mi wyboru.- powiedziała i poszła do siebie.
Po prostu świetnie! Jeszcze pokłóciłam się z przyjaciółką. Czemu ja jestem taka beznadziejna?! Czemu nie umiem mu powiedzieć wprost, że jestem chora? Teraz na pewno zrobi to Alice albo Karolina. On mi nigdy tego nie wybaczy. Jestem tego pewna.



*miesiąc później*

Karolina nic nie powiedziała, nie kłamałaby mi prosto w oczy. Może Alice? Sama nie wiem. Jednego jestem pewna, coś musiało się stać. Od tygodnia próbuję się skontaktować z chłopakami na wszelkie możliwe sposoby, a oni? Nic. Nie odbierają, wprawdzie koncertują, ale chwilę mogliby dla mnie znaleźć. Szczególnie Harry. Nie rozumiałam tego. A co jeżeli Alice im powiedziała? Jeżeli mój koszmar sprzed wyjazdu się spełni? Szybko odgarnęłam te myśli. Postanowiłam, że spróbuję ostatni raz. Dzwonię....
- Halo?- usłyszałam głos Louis'a.
- Hej. Czemu się nie odzywacie?
- Yyyy....mamy dużo obowiązków i wogóle....- czułam, że zachowuje odstęp.
- Louis, powiedz mi co się dzieję. Nie rozmawiałam z Harrym już od tygodnia. I wcale nie macie tak dużo pracy, bo do Los Angeles wracacie dopiero za tydzień. Mów co się dzieję.
- Yyyy....ale nic....
- Jak to nic?!- weszłam mu w słowo- Nie odzywacie się! Nie wierzę, że jesteście, aż tak zapracowani...
- Wiesz co się dzieję? Wszystko się popsuło. Jak mogłaś? Wykorzystałaś nas, on cię kochał. A ty? Ty jego i nas oszukałaś!- wykrzyczał.
- Kto to dzwoni?- usłyszałam po drugiej stronie słuchawki głos Harry'ego gadającego z Louis'em.
- Ania...- powiedział po chwili Louis.
Usłyszałam tylko trzask, a potem dźwięk kończącej rozmowy.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Dzisiaj trochę krótki, ale nie miałam zbytnio czasu. Proszę komentujcie i głosujcie w nowej sondzie od, której będzie zależeć koniec. Szczerze mówiąc jestem zdziwiona, że większość chce szczęśliwe zakończenie. Myślałam, że "prowadzić" będą 2 wersje. Wtedy napisałabym i szczęśliwe i smutne. Jeżeli chcecie to zmieńcie głos. Mi smutne podoba się bardziej, choć mam je dopiero w głowie. A co do tego rozdziału, to jak myślicie co będzie dalej? Liczę na wasze komentarze i do zobaczenia za kilka dni. Pa:)

Ps. Mój email( ania296505@wp.pl). Tam też możecie pisać swoje opinie. Będę wdzięczna za polecanie mojego bloga innym.