piątek, 27 kwietnia 2012

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

Duża biała koperta zaadresowana do mnie. Hmm...ciekawe. Odwróciłam ją, aby zobaczyć nadawcę. Przeczytałam, ale nic mi to nie mówiło. To był adres jakiejś kliniki w Los Angeles, może przyszły jakieś wyniki. Byłam tam kiedyś z rodzicami. Weszłam do domu i zręcznym ruchem otworzyłam kopertę. Powoli zaczęłam czytać, jednak nie dowierzałam w to co tam pisze. Siadłam na kanapie i śmiałam się do papieru.
- Ania, co się stało?- spytała mnie mama, która była bardzo zaskoczona moim zachowaniem.
- Patrz.- pokazałam jej list.- Mogę żyć!!!- krzyknęłam.
- O czym ty mówisz?
- Tutaj pisze, że mogą mnie poddać specjalnemu leczeniu. Zapadnę w śpiączkę na sześć miesięcy i mnie uratują!
Mama zaczęła czytać z uśmiechem na twarzy, który jednak po chwili znikł.
- Nie cieszysz się?- spytałam.
- Czytałaś do końca?
- Nie, a co tam pisze?
- Jeszcze na nikim nie przeprowadzali tej metody, będziesz tak jakby królikiem doświadczalnym. Nie wiadomo czy się wybudzisz.- z mojej twarzy również znikł uśmiech.
- Zadzwoń tam.
Posłuchała mnie i wykręciła numer do kliniki.


*po kilkunastu minutach*

Wreszcie skończyła rozmawiać i mogła mi przekazać więcej informacji.
- Nie wiem czy to jest taki dobry pomysł.
- To znaczy? Powiedz coś więcej.
- Musiałabyś tam lecieć za kilka dni. Uśpiliby cię na sześć miesięcy podczas, których dożylnie przyjmowałabyś leki. Po tym czasie, albo się obudzisz, albo nie... Nie wiadomo czy się uda. To eksperymentalna metoda, na nikim jej nie próbowali.
- A jeżeli bym się obudziła? Będzie tak jak dawniej?
- Co dwa tygodnie musiałabyś jeździć tam na badania. Musielibyśmy tam zamieszkać.
- A co jeżeli obudziłabym się po siedmiu miesiącach? Otworzę oczy w trumnie?
- Nie. Poczekają do 9 miesięcy. A potem....
- ....wiem co będzie potem. Czemu uważasz, że to zły pomysł?
- Leciałabyś tam za kilka dni. Za tydzień, po szczegółowych badaniach, cię uśpią. Jeżeli się nie wybudzisz...- jej głos się załamał- ....to zostały ci 2, 3 dni. Chcesz tego?
- Nie mogę tam lecieć za kilka tygodni?
- Nie, bo wtedy twój organizm nie będzie tak silny jak teraz.
- To jedyna szansa na przeżycie, wykorzystajmy ją.
- Musimy porozmawiać z tatą.
- Przecież wiesz, że on się zgodzi. Mamo, od tego zależy moje życie...
Przytuliła mnie mocno.
- Wiem, za chwilę zadzwonię zapytać kiedy dokładnie mamy tam się pojawić.- wyszła.
Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać. Zadzwoniłam do Karoliny i wszystko jej wytłumaczyłam.
- Jadę z tobą.- powiedziała.
- Nie wiem czy wiesz, ale za trzy dni zaczyna się rok szkolny.
- Pojadę tam tylko na tydzień, kiedy nie będziesz jeszcze w śpiączce.
- Nie ma mowy.
- Tak się składa, że nie masz nic do gadania. Lecę i tyle.
- Zrobisz jak uważasz, ale ja....
- .....przestań już. Ania?
- Co?
- A jeżeli spotkamy chłopaków?- właśnie teraz sobie to uświadomiłam.
- Ja na pewno nie spotkam, bo będę w klinice, a tobie dobrze zrobi jak spotkasz się z Louis'em.
- A jak spyta o ciebie?
- Nic mu nie mów. Jeżeli się uda to za sześć miesięcy sama mu powiem.
- Ok. Ania?
- Tak?
- Ty to robisz dla Harry'ego. Dla niego decydujesz się na to leczenie.
- Sama już nie wiem. Mam nadzieję, że się uda.- mimowolnie się uśmiechnęłam.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I kolejny za nami. Jest on taki przejściowy, chciałam, żebyście wszystko dokładnie wiedzieli. Piszcie co o nim uważacie. Ten chciałabym zadedykować Weronice i Lily. Następny dodam za kilka dni, chyba, że będzie dużo komentarzy to pojawi się szybciej. Mój email (ania296505@wp.pl) i tt (@Ania296505), w razie jakichkolwiek pytań. Dziękuję za taką dużą ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem, było ich aż 23. Nawet nie wiecie jak bardzo się z nich cieszyłam. Pobijecie rekord?