Niektórzy od początku swojego życia są skazani na śmierć...hmm, jak to zabrzmiało hehe...ale mając 16 lat każdy świadomie może powiedzieć, że ma przed sobą całe życie. Każdy tylko nie ja... Nie jest mi pisane zdanie matury, tytuł docenta i gromadka dzieci czekających, aż wrócę z pracy. No niestety, ale ja już się z tym pogodziłam, choć moi rodzice niekoniecznie. Ciągle latają ze mną po całym świecie z nadzieją na ratunek, ale nikt nie chce mi go dać. Wielcy specjaliści w białych fartuchach rozkładają nade mną ręce, ale co się im dziwić, dla nich jestem tylko kolejnym przypadkiem numer 52 lub 87.
Na początku nikt w Polsce wogóle nie wiedział co mi jest, ale "z pomocą" przyszła nam Ameryka. Wniosek jest krótki: moje częste omdlenia spowodowane są niedotlenieniem czegoś tam, nawet nie umiem wymienić tej nazwy. Reasumując, został mi jakiś rok życia z hakiem, a potem goodbye.
Na początku łatwo nie było, przecież co ja komu zawiniłam. Wzorowa uczennica, bez uwag w dzienniku, co niedzielę bywająca w kościele. Obwiniałam wszystkich, w szczególności Boga, przecież gdyby TAM był nie dopuściłby do tego. Potem nastąpiło całkowite załamanie, wogóle nie wychodziłam z łóżka. Czyli co już nigdy nie pogram na play station i nie wejdę na laptopa?! Raczej tak. co ja mówię... na pewno tak! Nagle starzy znajomi odnowili przyjaźń, pewnie "uaktywniła" ich moja mama. Nie ma co żyć, nie umierać. Tylko ja nie miałam wyboru. Całe życie przeleciało mi prze oczami, jak miałam rękę w gipsie i koleżanka delikatnie drapała mnie ołówkiem, jak polubiłam piłkę nożną i zapisałam się do miejscowego klubu dla dziewczyn. Ach... te wspomnienia, jakieś 2 miesiące temu rzekłabym "Całe życie przede mną". No ale... KTOŚ ma wobec mnie inne plany. W mojej najbliższej przyszłości znajdują się jedynie wizyty w szpitalu co 2 tygodnie. Jakby to miało mi pomóc. Skoro i tak miałam umrzeć, to mogli pomóc komuś innemu. Co za różnica, czy pożyję miesiąc dłużej, czy też nie. Mnie mógł już uratować tylko cud...
Nareszcie nadeszły wakacje, w końcu nie będę musiała patrzeć na politowanie moich nauczycieli. No dobra ok chcieli być mili, ale mnie to wszystko wkurzało. Postanowiłam za to spełniać swoje marzenia, rodzice na wszystko mi pozwalali i spełniali każdą moją zachciankę. Padło na koncert One Direction w Londynie, jako, że mieszkałam w Polsce, musieli mi kupić dodatkowo bilet na samolot.O dziwo udało im się dostać wejściówkę do ich garderoby.WOW. Pewnie opowiedzieli komuś moją wzruszającą historyjkę, ale jak się okazało nie.Szczęście? Być może, ale jakbym to powiedziała byłoby to trochę nie na miejscu...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Sama jestem zaskoczona,że poszło mi tak szybko, ale miałam nagły przypływ weny. Czekam na komentarze:)
To nie jest szczęśliwa opowieść jakich można spotkać mnóstwo. Ania dowiaduje się, że niedługo umrze i postanawia spełnić swoje marzenie i leci na koncert One Direction. Zaprzyjaźnia się z chłopakami jednak nie mówi o swojej chorobie. Czy prawda ujrzy światło dzienne? Czy nie będzie za późno?
wtorek, 13 marca 2012
Hej:)
Część, jestem Ania i jeszcze nigdy nie prowadziłam bloga, więc bądźcie dla mnie wyrozumiali:) Od jakiegoś czasu uwielbiam zespół One Direction i to właśnie o nim będę tutaj pisała. Wpadłam na pomysł, żeby napisać o nich kilka opowiadań. Oczywiście wszystkie wydarzenia będą fikcyjne, ale to nie znaczy, że nieciekawe(mam taką nadzieję:)). Piszcie w komentarzach czy wam się podoba, czy też nie. Postaram się jak najszybciej dodać prolog.
Do zobaczenia
Do zobaczenia
Subskrybuj:
Posty (Atom)