UWAGA! CZYTASZ SMUTNĄ WERSJĘ ZAKOŃCZENIA (SZCZĘŚLIWĄ DODAM ZA KILKA DNI).
http://www.youtube.com/watch?v=BTJcy6HKvLM <włącz>
*Louis*
-Nie!- krzyknąłem, ale to nic nie dało.
Harry'ego potrącił samochód, leżał bezwładnie na ulicy w kałuży krwi. To wszystko trwało ułamki sekund, stałem nieruchomo w oknie nie wiedząc do dalej. Po chwili się opamiętałem i wybiegłem przed dom. Zawołałem chłopaków i kazałem im dzwonić po pogotowie. Klęczał przy nim kierowca, który płakał i przepraszał za wszystko. To nie była jego wina. Dziewczyna, która go zawołała stała nieruchomo i patrzyła jak próbuję mu pomóc. Z jej oczu w olbrzymich ilościach zaczęły spływać łzy. Nie współczułem jej, może gdyby nie ona to wszystko by się nie stało? Nie mogę jej jednak za to winić, Harry powinien poczekać, aż ten samochód się zatrzyma. Kompletnie nie wiedziałem co mam robić, klęczałem nad nim bojąc się, że przeze mnie coś mu się stanie. Oddychał, ciężko i powolnie, ale oddychał.
- Przepraszam, nie powinnam go wołać. Widziałam, że jedzie auto, ale to było silniejsze ode mnie. Od zawsze chciałam was poznać, tylko nie w takich okolicznościach....- odezwała się wreszcie dziewczyna.
Nic jej nie odpowiedziałem. Tak bardzo chciałem być nierozpoznawalny, móc ukryć się w tłumie, ale to było niemożliwe. Znał nas cały świat.
Harry był nieprzytomny, jednak jego klatka piersiowa powoli się unosiła. Mimo, że mieszkaliśmy w mniej tłocznej dzielnicy to i tak obok nas zebrał się tłum gapiów i fanek. Zacząłem płakać z bezsilności. W oddali było słychać dźwięk nadjeżdżającej karetki. Wreszcie przyjechała. Dłużej się nie dało? Wolontariusze kazali nam się odsunąć, posłusznie odeszliśmy na bok. Zaczęła się akcja ratunkowa. Mężczyźni co chwilę się przekrzykiwali.
- Tracimy go!- wrzeszczał jeden z nich.
Zacząłem płakać jeszcze bardziej, nie wyobrażam sobie życia bez mojego Harry'ego.
Bez tego, który codziennie gotował mi obiad i zaparzał gorącą herbatę.
Bez tego, który zawsze umiał mnie wysłuchać i pomóc.
Bez tego, z którym tak świetnie się dogadywałem.
Bez tego, którego śmieszył każdy, mój nawet najgłupszy dowcip.
Bez tego, który był dla mnie jak brat.
- Podaj defibrylator!
Mężczyzna posłusznie mu podał. Ta scena wyglądała jak z filmu, ale to niestety była rzeczywistość. Harry umierał na moich oczach. A ja? Ja nie mogłem nic zrobić. Zaczęło padać. Widać było, że deszcz im utrudnia nadejście z pomocą. Wolontariusze rozerwali mu kurtkę i bluzkę. Przystąpili do działania. Widok trzęsącego się przyjaciela był okropny, ale tylko tak mogli go uratować.
- Szybciej! Nie mamy czasu! On zaraz umrze!- krzyknął mężczyzna.
Drugi robił wszystko co w jego mocy. Nasi ochroniarze na siłę próbowali odciągać fanki, ale one wciąż próbowały się przedostać, tak jakby mogły mu pomóc. Strasznie wrzeszczały, a tak naprawdę nawet nie wiedzą jaki był. Chociaż gdyby się dowiedziały kochałyby go jeszcze bardziej. Wydawało mi się jakby ci funkcjonariusze stracili zapał, który mieli na początku, wszystko robili wolniej, poddawali się.
- No dalej! On nie może umrzeć!- krzyczałem przez łzy.
Przypominałem małe dziecko, które nie może dostać upragnionej zabawki.
- Robimy wszystko co w naszej mocy.- uspokajał mnie jeden z nich.
Guzik robili. Ten tekst znałem z wszystkich filmów.
- Szybciej!- mówił wolontariusz.
To wszystko trwało sekundy, ale mi czas strasznie się dłużył.
Po chwili przestali. Tak po prostu. Poddali się. Spojrzeli sobie w oczy, pewnie licytowali kto ma nam powiedzieć. Mimo, że byłem prawie pewny co się stało wciąż liczyłem, że się udało. Wreszcie podszedł do nas jeden z nich.
- Przykro mi, uderzenie było zbyt mocne. Nie miał szans...- spuścił głowę.
Znowu wybuchnęliśmy płaczem, rzuciłem się do niego na ziemię.
- Obudź się, słyszysz?! Miałeś czekać na Anię! Ona by ci czegoś takiego nie zrobiła! No obudź się wreszcie! Mieliście żyć szczęśliwi! Pamiętasz jak kilka dni temu mówiłeś, że chcesz przenieść się do Polski?! Harry!- nie reagował.
Po chwili odsunął mnie od niego ochroniarz. Byłem na niego wściekły, że to zrobił, chciałem przy nim być. Miałem mu tyle rzeczy do powiedzenia. Tak się nie robi. Nie zostawia się ot tak przyjaciół.
Policja z trudem zatrzymywała rozhisteryzowane fanki. Nie, to nie dzieje się na prawdę. Przecież miał przed sobą całe życie. Czemu tak miało być?
Od śmierci Harry'ego minęły cztery miesiące. Wciąż wydaje mi się jakby to było wczoraj. Krople deszczu spływające po jego nagim torsie, wolontariusze, którzy na siłę próbują mu pomóc, fanki, które cały czas wrzeszczały. Zresztą tak jak my. Teraz już nic mu nie grozi. Na pogrzebie było mnóstwo ludzi. Jego matka...nie pogodziła się ze śmiercią syna, ale daje sobie jakoś radę. Nikt już się nie śmieje tak jak wcześniej, właściwie to wogóle nie żartujemy. Karolina przyleciała tu pierwszym samolotem. Nie powiedzieliśmy jej przez telefon, myślała, że Harry leży ranny w szpitalu. Baliśmy się jej reakcji... Kiedy wyznaliśmy jej prawdę zaczęła głośno płakać.
Już nie płaczemy tylko tępo rozmyślamy co dalej. Od czasu do czasu ktoś się uśmiechnie na wspomnienie naszego kochanego Harry'ego.
Dochodziła godzina 13.00. Ponurą ciszę, która jak zazwyczaj panowała w naszym domu przerwał dźwięk telefonu. Odebrał Liam.
- ...................
- Jak to? Dawno temu?
- ..................
- Rozumiem, zaraz będziemy.- rozłączył się.
- Ania się obudziła.- powiedział z lekkim uśmiechem.
Przeniosłem wzrok z ziemi, która wydawała mi się bardzo interesująca na Liam'a.
- Tylko co my jej powiemy?- spytałem po chwili.
*w szpitalu- Ania*
Nie mogłam się doczekać spotkania z chłopakami, a szczególnie z Harry'm. Tak dawno go nie widziałam. Podobno spałam sześć miesięcy. Nie czułam tego, wydawało mi się, że co najwyżej kilka godzin. Rodzice bardzo się ucieszyli. Nawet nie wiem jak dziękować Bogu, że dał mi taką szansę. Lekarz zamiast się cieszyć ciągle zastanawiał się jak to możliwe, nie dawał mi zbyt wielu szans. Oczywiście zaznaczył, że nie mogę się przemęczać, denerwować i zbyt gwałtownie poruszać. Ok, jakoś to będzie.
Czas tak strasznie mi się dłużył. Co chwilę spoglądałam na drzwi, jednak nikt nie wchodził.
Po chwili ktoś zapukał i lekko je uchylił . To była Karolina. Nie wiedziałam, że tu będzie, ale sprawiła mi ogromną przyjemność. Za nią wszedł kolejno Louis, Zayn, Liam i Niall. Z każdym się mocno przytuliłam. Oczywiście musiałam się popłakać, oni też cicho szlochali.
- A gdzie Harry?- spytałam z uśmiechem.
Nikt mi nie odpowiadał.
- Halo?! Słyszycie mnie?- pomachałam im ręką przed nosami.
- Yyyy... nie mógł przyjechać. Jego mama jest.... przeziębiona.- powiedział Zayn.
Wiedziałam, że coś kręci.
- Aha... Aż tak z nią źle?- spytałam.
Byłam pewna, że Harry kogoś sobie znalazł.
- Przepraszam, ale nie mogę.- Karolina powiedziała do chłopaków i wybiegła z sali płacząc.
- O co jej chodzi?- znowu nikt nie odpowiadał.- Czy ja mówię po chińsku?!- krzyknęłam.
- To nie tak jak myślisz. On naprawdę nie mógł przyjechać, opiekuje się mamą.
- Skoro tak... jeszcze się z nim zobaczę.- Niall westchnął na moje słowa.
- Jasne.- odpowiedział mi Louis.
Nie żartował tak jak zwykle.
- A co to jakaś nowa moda? Czemu jesteście wszyscy ubrani na czarno? Wiecie, ostatnio nie miałam czasu na śledzenie najnowszych trendów.- powiedziałam śmiejąc się.
- Posłuchaj nie mogę cię dłużej oszukiwać...- stanowczo powiedział Louis, lecz przerwał mu Liam.
- .... Pamiętasz co mówił lekarz? Ona nie może się denerwować.
- A myślisz, że to coś da? I tak się dowie, lepiej, żebyśmy my to zrobili, niż jakiś paparazzi.
- Chłopaki, co się dzieje?- Starałam się zachować spokój, jednak łzy zaczęły spływać mi po oczach.
- Bo...bo Harry zginął w wypadku samochodowym.- wyrecytował na jednym tchu Louis.
- Co? To niemożliwe, on miał czekać, czekać na mnie.
- Przykro mi.- zaczął płakać.
Nie kłamał.
- Ale on obiecywał, mówił, że mnie kocha, gdyby mnie kochał nie zostawiłby mnie. Tak się nie robi, Louis, ty o tym wiesz. Wiesz, że tak się nie robi, prawda?- próbowałam przekonać samą siebie.
Popatrzeli na mnie dziwnie.
- Kochał cię, nawet nie wiesz jak bardzo.- odpowiedział.
- Ale mnie zostawił!- zaczęłam wrzeszczeć- Zostawił mnie samą!
- Nie jesteś sama. Masz nas.- złapał mnie za dłoń, którą szybko odepchnęłam.
- Ja chcę jego!- nie kontrolowałam się. Rzuciłam jakimś kubkiem, który stał na półce przy moim łóżku o ścianę. Zdziwiło ich to. Zrobiło mi się strasznie duszno. Powoli rozmazywał mi się obraz, nie wiedziałam co się dzieje. Oddychałam coraz słabiej, czułam to. Do sali wbiegł lekarz i wygonił chłopaków. Usnęłam....
~*~*~*~*~
Od śmierci Ani minęło pół roku. Choć jej bliscy dopuszczali do siebie myśl, że może umrzeć, nie podejrzewali, że nastąpi to w takich okolicznościach.
Nie było już One Direction, pozostała tylko czwórka przyjaciół i niespełnione marzenia.
Louis załamał się po śmierci dwójki przyjaciół, próbował popełnić samobójstwo, ale w ostatniej chwili uratowała go Karolina. Nadal są razem, na stałe zamieszkali w Polsce.
Zayn również ciężko to przeżył, w trudnych chwilach wspierała go Pauline, z którą ponownie się związał.
Liam w dalszym ciągu spotyka się z Danielle. Za trzy miesiące mają zostać rodzicami bliźniaków.
Niall rozstał się z Dominicą i znów jest samotny. Wciąż jednak marzy o wielkiej i prawdziwej miłości.
Chłopaki nie mają wątpliwości, że Harry jest szczęśliwy z Anią. Jak wiadomo życie grozi rozstaniem, ale śmierć łączy na zawsze, bo umrzeć to zbyt mały powód, żeby przestać kochać.
__________________________________________________________________________________
To już naprawdę koniec. Za kilka dni dodam szczęśliwą wersję zakończenia. Więc jeszcze wchodźcie. To mój email (ania296505@wp.pl) lub Twitter (@Ania296505) gdybyście chcieli wyrazić swoją opinię lub podsunąć jakiś pomysł, który mogłabym wykorzystać w nowym blogu. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że tu jesteście. Jest mi miło, że zainteresowaliście się moim blogiem, który od początku był trochę inny. Większość ludzi chce czytać przyjemne historyjki, a ta opowiada o chorobie i śmierci, dlatego doceniam to, że czytacie:) Dzięki za ponad 10000 wejść.
<Uhh... o mało się nie popłakałam> Zapraszam na nowy blog http://onebandonedreamonedirection296505.blogspot.com/
Ps: Do zobaczenia za kilka dni, kiedy dodam szczęśliwą wersję:)
http://www.youtube.com/watch?v=BTJcy6HKvLM <włącz>
*Louis*
-Nie!- krzyknąłem, ale to nic nie dało.
Harry'ego potrącił samochód, leżał bezwładnie na ulicy w kałuży krwi. To wszystko trwało ułamki sekund, stałem nieruchomo w oknie nie wiedząc do dalej. Po chwili się opamiętałem i wybiegłem przed dom. Zawołałem chłopaków i kazałem im dzwonić po pogotowie. Klęczał przy nim kierowca, który płakał i przepraszał za wszystko. To nie była jego wina. Dziewczyna, która go zawołała stała nieruchomo i patrzyła jak próbuję mu pomóc. Z jej oczu w olbrzymich ilościach zaczęły spływać łzy. Nie współczułem jej, może gdyby nie ona to wszystko by się nie stało? Nie mogę jej jednak za to winić, Harry powinien poczekać, aż ten samochód się zatrzyma. Kompletnie nie wiedziałem co mam robić, klęczałem nad nim bojąc się, że przeze mnie coś mu się stanie. Oddychał, ciężko i powolnie, ale oddychał.
- Przepraszam, nie powinnam go wołać. Widziałam, że jedzie auto, ale to było silniejsze ode mnie. Od zawsze chciałam was poznać, tylko nie w takich okolicznościach....- odezwała się wreszcie dziewczyna.
Nic jej nie odpowiedziałem. Tak bardzo chciałem być nierozpoznawalny, móc ukryć się w tłumie, ale to było niemożliwe. Znał nas cały świat.
Harry był nieprzytomny, jednak jego klatka piersiowa powoli się unosiła. Mimo, że mieszkaliśmy w mniej tłocznej dzielnicy to i tak obok nas zebrał się tłum gapiów i fanek. Zacząłem płakać z bezsilności. W oddali było słychać dźwięk nadjeżdżającej karetki. Wreszcie przyjechała. Dłużej się nie dało? Wolontariusze kazali nam się odsunąć, posłusznie odeszliśmy na bok. Zaczęła się akcja ratunkowa. Mężczyźni co chwilę się przekrzykiwali.
- Tracimy go!- wrzeszczał jeden z nich.
Zacząłem płakać jeszcze bardziej, nie wyobrażam sobie życia bez mojego Harry'ego.
Bez tego, który codziennie gotował mi obiad i zaparzał gorącą herbatę.
Bez tego, który zawsze umiał mnie wysłuchać i pomóc.
Bez tego, z którym tak świetnie się dogadywałem.
Bez tego, którego śmieszył każdy, mój nawet najgłupszy dowcip.
Bez tego, który był dla mnie jak brat.
- Podaj defibrylator!
Mężczyzna posłusznie mu podał. Ta scena wyglądała jak z filmu, ale to niestety była rzeczywistość. Harry umierał na moich oczach. A ja? Ja nie mogłem nic zrobić. Zaczęło padać. Widać było, że deszcz im utrudnia nadejście z pomocą. Wolontariusze rozerwali mu kurtkę i bluzkę. Przystąpili do działania. Widok trzęsącego się przyjaciela był okropny, ale tylko tak mogli go uratować.
- Szybciej! Nie mamy czasu! On zaraz umrze!- krzyknął mężczyzna.
Drugi robił wszystko co w jego mocy. Nasi ochroniarze na siłę próbowali odciągać fanki, ale one wciąż próbowały się przedostać, tak jakby mogły mu pomóc. Strasznie wrzeszczały, a tak naprawdę nawet nie wiedzą jaki był. Chociaż gdyby się dowiedziały kochałyby go jeszcze bardziej. Wydawało mi się jakby ci funkcjonariusze stracili zapał, który mieli na początku, wszystko robili wolniej, poddawali się.
- No dalej! On nie może umrzeć!- krzyczałem przez łzy.
Przypominałem małe dziecko, które nie może dostać upragnionej zabawki.
- Robimy wszystko co w naszej mocy.- uspokajał mnie jeden z nich.
Guzik robili. Ten tekst znałem z wszystkich filmów.
- Szybciej!- mówił wolontariusz.
To wszystko trwało sekundy, ale mi czas strasznie się dłużył.
Po chwili przestali. Tak po prostu. Poddali się. Spojrzeli sobie w oczy, pewnie licytowali kto ma nam powiedzieć. Mimo, że byłem prawie pewny co się stało wciąż liczyłem, że się udało. Wreszcie podszedł do nas jeden z nich.
- Przykro mi, uderzenie było zbyt mocne. Nie miał szans...- spuścił głowę.
Znowu wybuchnęliśmy płaczem, rzuciłem się do niego na ziemię.
- Obudź się, słyszysz?! Miałeś czekać na Anię! Ona by ci czegoś takiego nie zrobiła! No obudź się wreszcie! Mieliście żyć szczęśliwi! Pamiętasz jak kilka dni temu mówiłeś, że chcesz przenieść się do Polski?! Harry!- nie reagował.
Po chwili odsunął mnie od niego ochroniarz. Byłem na niego wściekły, że to zrobił, chciałem przy nim być. Miałem mu tyle rzeczy do powiedzenia. Tak się nie robi. Nie zostawia się ot tak przyjaciół.
Policja z trudem zatrzymywała rozhisteryzowane fanki. Nie, to nie dzieje się na prawdę. Przecież miał przed sobą całe życie. Czemu tak miało być?
Od śmierci Harry'ego minęły cztery miesiące. Wciąż wydaje mi się jakby to było wczoraj. Krople deszczu spływające po jego nagim torsie, wolontariusze, którzy na siłę próbują mu pomóc, fanki, które cały czas wrzeszczały. Zresztą tak jak my. Teraz już nic mu nie grozi. Na pogrzebie było mnóstwo ludzi. Jego matka...nie pogodziła się ze śmiercią syna, ale daje sobie jakoś radę. Nikt już się nie śmieje tak jak wcześniej, właściwie to wogóle nie żartujemy. Karolina przyleciała tu pierwszym samolotem. Nie powiedzieliśmy jej przez telefon, myślała, że Harry leży ranny w szpitalu. Baliśmy się jej reakcji... Kiedy wyznaliśmy jej prawdę zaczęła głośno płakać.
Już nie płaczemy tylko tępo rozmyślamy co dalej. Od czasu do czasu ktoś się uśmiechnie na wspomnienie naszego kochanego Harry'ego.
Dochodziła godzina 13.00. Ponurą ciszę, która jak zazwyczaj panowała w naszym domu przerwał dźwięk telefonu. Odebrał Liam.
- ...................
- Jak to? Dawno temu?
- ..................
- Rozumiem, zaraz będziemy.- rozłączył się.
- Ania się obudziła.- powiedział z lekkim uśmiechem.
Przeniosłem wzrok z ziemi, która wydawała mi się bardzo interesująca na Liam'a.
- Tylko co my jej powiemy?- spytałem po chwili.
*w szpitalu- Ania*
Nie mogłam się doczekać spotkania z chłopakami, a szczególnie z Harry'm. Tak dawno go nie widziałam. Podobno spałam sześć miesięcy. Nie czułam tego, wydawało mi się, że co najwyżej kilka godzin. Rodzice bardzo się ucieszyli. Nawet nie wiem jak dziękować Bogu, że dał mi taką szansę. Lekarz zamiast się cieszyć ciągle zastanawiał się jak to możliwe, nie dawał mi zbyt wielu szans. Oczywiście zaznaczył, że nie mogę się przemęczać, denerwować i zbyt gwałtownie poruszać. Ok, jakoś to będzie.
Czas tak strasznie mi się dłużył. Co chwilę spoglądałam na drzwi, jednak nikt nie wchodził.
Po chwili ktoś zapukał i lekko je uchylił . To była Karolina. Nie wiedziałam, że tu będzie, ale sprawiła mi ogromną przyjemność. Za nią wszedł kolejno Louis, Zayn, Liam i Niall. Z każdym się mocno przytuliłam. Oczywiście musiałam się popłakać, oni też cicho szlochali.
- A gdzie Harry?- spytałam z uśmiechem.
Nikt mi nie odpowiadał.
- Halo?! Słyszycie mnie?- pomachałam im ręką przed nosami.
- Yyyy... nie mógł przyjechać. Jego mama jest.... przeziębiona.- powiedział Zayn.
Wiedziałam, że coś kręci.
- Aha... Aż tak z nią źle?- spytałam.
Byłam pewna, że Harry kogoś sobie znalazł.
- Przepraszam, ale nie mogę.- Karolina powiedziała do chłopaków i wybiegła z sali płacząc.
- O co jej chodzi?- znowu nikt nie odpowiadał.- Czy ja mówię po chińsku?!- krzyknęłam.
- To nie tak jak myślisz. On naprawdę nie mógł przyjechać, opiekuje się mamą.
- Skoro tak... jeszcze się z nim zobaczę.- Niall westchnął na moje słowa.
- Jasne.- odpowiedział mi Louis.
Nie żartował tak jak zwykle.
- A co to jakaś nowa moda? Czemu jesteście wszyscy ubrani na czarno? Wiecie, ostatnio nie miałam czasu na śledzenie najnowszych trendów.- powiedziałam śmiejąc się.
- Posłuchaj nie mogę cię dłużej oszukiwać...- stanowczo powiedział Louis, lecz przerwał mu Liam.
- .... Pamiętasz co mówił lekarz? Ona nie może się denerwować.
- A myślisz, że to coś da? I tak się dowie, lepiej, żebyśmy my to zrobili, niż jakiś paparazzi.
- Chłopaki, co się dzieje?- Starałam się zachować spokój, jednak łzy zaczęły spływać mi po oczach.
- Bo...bo Harry zginął w wypadku samochodowym.- wyrecytował na jednym tchu Louis.
- Co? To niemożliwe, on miał czekać, czekać na mnie.
- Przykro mi.- zaczął płakać.
Nie kłamał.
- Ale on obiecywał, mówił, że mnie kocha, gdyby mnie kochał nie zostawiłby mnie. Tak się nie robi, Louis, ty o tym wiesz. Wiesz, że tak się nie robi, prawda?- próbowałam przekonać samą siebie.
Popatrzeli na mnie dziwnie.
- Kochał cię, nawet nie wiesz jak bardzo.- odpowiedział.
- Ale mnie zostawił!- zaczęłam wrzeszczeć- Zostawił mnie samą!
- Nie jesteś sama. Masz nas.- złapał mnie za dłoń, którą szybko odepchnęłam.
- Ja chcę jego!- nie kontrolowałam się. Rzuciłam jakimś kubkiem, który stał na półce przy moim łóżku o ścianę. Zdziwiło ich to. Zrobiło mi się strasznie duszno. Powoli rozmazywał mi się obraz, nie wiedziałam co się dzieje. Oddychałam coraz słabiej, czułam to. Do sali wbiegł lekarz i wygonił chłopaków. Usnęłam....
~*~*~*~*~
Od śmierci Ani minęło pół roku. Choć jej bliscy dopuszczali do siebie myśl, że może umrzeć, nie podejrzewali, że nastąpi to w takich okolicznościach.
Nie było już One Direction, pozostała tylko czwórka przyjaciół i niespełnione marzenia.
Louis załamał się po śmierci dwójki przyjaciół, próbował popełnić samobójstwo, ale w ostatniej chwili uratowała go Karolina. Nadal są razem, na stałe zamieszkali w Polsce.
Zayn również ciężko to przeżył, w trudnych chwilach wspierała go Pauline, z którą ponownie się związał.
Liam w dalszym ciągu spotyka się z Danielle. Za trzy miesiące mają zostać rodzicami bliźniaków.
Niall rozstał się z Dominicą i znów jest samotny. Wciąż jednak marzy o wielkiej i prawdziwej miłości.
Chłopaki nie mają wątpliwości, że Harry jest szczęśliwy z Anią. Jak wiadomo życie grozi rozstaniem, ale śmierć łączy na zawsze, bo umrzeć to zbyt mały powód, żeby przestać kochać.
__________________________________________________________________________________
To już naprawdę koniec. Za kilka dni dodam szczęśliwą wersję zakończenia. Więc jeszcze wchodźcie. To mój email (ania296505@wp.pl) lub Twitter (@Ania296505) gdybyście chcieli wyrazić swoją opinię lub podsunąć jakiś pomysł, który mogłabym wykorzystać w nowym blogu. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że tu jesteście. Jest mi miło, że zainteresowaliście się moim blogiem, który od początku był trochę inny. Większość ludzi chce czytać przyjemne historyjki, a ta opowiada o chorobie i śmierci, dlatego doceniam to, że czytacie:) Dzięki za ponad 10000 wejść.
<Uhh... o mało się nie popłakałam> Zapraszam na nowy blog http://onebandonedreamonedirection296505.blogspot.com/
Ps: Do zobaczenia za kilka dni, kiedy dodam szczęśliwą wersję:)
Popłakałam się ...
OdpowiedzUsuńAle chociaż są razem ...
Czekam na wesołe zakończenie .. ;D
Zapraszam do siebie
http://kaiss-and-he.blogspot.com/
Szkoda, że tak późno tu trafiłam, przeczytałam dziś całość jest świetna!
OdpowiedzUsuńzapraszam też do mnie :)http://fifi1d.blogspot.com/
;(;(;( czekam jednak na weselsze zakończenie...;p świetnie piszesz:)
OdpowiedzUsuńjeszcze tak bardzo się nie popłakałam jak coś czytałam .. :,(
OdpowiedzUsuńprzepraszam ale nie jestem w stanie wyrazić opinii .. :,<
piękny rozdział <333
popłakałam sie jak to czytałam...
OdpowiedzUsuńnie wiem nawet teraz co napisac :(
czekam na ten szczęśliwy ;)
Paulina D. :*
Ja też się popłakałam ;(
OdpowiedzUsuńSzkoda że już koniec :(
Czekam na szczęśliwy <3
cudowne..
OdpowiedzUsuńRozpłakałam się :(
OdpowiedzUsuńSzkoda że to już koniec tego bloga
pamiętam jak zaczęłaś go pisać to było tak niedawno,
a teraz to już koniec
Świetny blog :)
I znowu ryczałam, ten rozdział pomimo tego że jest smutny, to jest także cudowny. Tyle emocji...Nie mogę uwierzyć, że to koniec. Szkoda, bo jest to moje ulubione opowiadanie, od kiedy przeczytałam 1 rozdział. Czekam na pozytywną wersję :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę zakończenie godne Ciebie. Mam nadzieje, że na szczęśliwe zakończenie też szykujesz coś niezwykłego. Kama
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!
OdpowiedzUsuńOczywiście nie mogło obejść się bez łez.
Na pewno będę czytała nowego bloga.
Musicie ten rozdział docenić, bo Anka żeby go napisać nie przyszła do szkoły:))
Napisałam go już wcześniej:)
UsuńCudowne zakończenie ..
OdpowiedzUsuńPłakałam jak głupia, a do tego doszły jeszcze moje wszystkie dzisiejsze problemy, więc całość wylała się wieczornymi łzami .
Dzięki tobie przynajmniej mi lżej ..
Jesteś genialna i już nie mogę się doczekać dalszego ciągu nowego bloga ..
Pozdrawiam : http://youthislikediamondsinthesun.blogspot.com
O boże, darłam się jak głupia, płakałam przez jakieś 10 minut. Nadal widzę ledwo literki, ale dobra. Teraz o blogu:
OdpowiedzUsuńJest po prostu... CUDOWNY, ŚWIETNY, DOSKONAŁY, o boże słów mi zabrakło;/
Ale wiedz że Cię Kocham i twoje opowiadanie<3333
Czekam na szczęśliwe zakończenie, i dobrze zrobiłaś że napisałaś pierwsze smutne bo później przez tydzień bym się dołowała.
Dziękuje za zaczęcie/napisanie/skończenie tak cudownego bloga;****
Świetne oby takdalej ;D Zapraszm tez do mnie również smutna historia :) zewanioła.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJakie to jest piękne!
OdpowiedzUsuńRyczę jak jakaś chora;)
Masz talent to Ci muszę i chcę przyznać:)
Popłakałam się! I nie mogę przestać! Mm nadzieję,że lepsze będzie zakończenie szczęśliwe.Ostatnie zdanie, przyciemnione, całkiem mnie zwaliło z nóg. Popłakałam się na dobre.Pisz dalej.Masz talent. Pierwszy raz płaczę przy opowiadaniu. Pozdrawiam - Sylwia :) xx
OdpowiedzUsuń53 year old Analyst Programmer Arlyne Baines, hailing from Leduc enjoys watching movies like Baby... Secret of the Lost Legend and Scouting. Took a trip to Palmeral of Elche and drives a Oldsmobile Limited Five-Passenger Touring. zrodlo artykulu
OdpowiedzUsuń